Polecamy

Prof. Władysław Bartoszewski o pracy w SBP

Data dodania: 06.05.2015

Prof. Władysław Bartoszewski o pracy w SBP

Zmarły niedawno prof. Władysław Bartoszewski przez ponad 20 lat był związany zawodowo i społecznie ze Stowarzyszeniem Bibliotekarzy Polskich. Poniżej przypominamy wystąpienie Pana Profesora na uroczystości Jubileuszu 90-lecia SBP w dn. 11 października 2007 r., opublikowane w Bibliotekarzu 5/2008 oraz Biuletynie Informacyjnym ZG 2007 nr 2.

Stowarzyszenie Bibliotekarzy Polskich było dla mnie środowiskiem, gdzie mogłem się jakoś wykazać, potwierdzić i zrobić coś pożytecznego.

Kiedy do Was przychodzę, ogarnia mnie melancholia wspomnienia o pięknej młodości. Bo obchodzimy tutaj wszyscy 90-lecie działalności tego zasłużonego Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Mój, więcej niż romans, bo trwały stosunek przyjaźni i oddania z tą organizacją zaczął się lat temu 52, w roku 1955. Byłem wówczas w bardzo trudnej sytuacji życiowej i Stowarzyszenie Bibliotekarzy było pierwszym miejscem pracy – moją pracą w Stowarzyszeniu. Nie żadna biblioteka. Zarząd Główny Stowarzyszenia wtedy miał kątem bardzo gościnny pobyt, miły, ale w bardzo skromnych warunkach, w obrębie budynku Biblioteki Publicznej miasta stołecznego Warszawy, jeszcze nie rozbudowanym wtedy. W kąciku pod schodami było Stowarzyszenie Bibliotekarzy i Biuro Zarządu Głównego po roku 1955. Po sześciu i pół roku więzień komunistycznych, kiedy miałem do wyboru przyjąć jakieś nieprzystojne propozycje albo być bezrobotnym, Bogdan Horodyski dał mi pracę kierownika technicznego, żeby było ostrożnie, wydawnictw fachowych Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich.

I tak się zaczął mój stosunek ze Stowarzyszeniem, który prowadził konsekwentnie przez dwadzieścia kilka lat aż do godności członka Zarządu Głównego i Prezydium Zarządu Głównego SBP w kadencji 1969-1972, z przydziałem kompetencji: Wydawnictwo. W pięknym wydawnictwie kronikarskim, które dzisiaj przejrzałem [Kronika Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich 1917-2007 (2007)– red], zobaczą Państwo dość imponujący obraz rozwoju wydawnictw Stowarzyszenia w latach 1954 i następnych. To oczywiście wynikało ze zmiany koniunktury politycznej, przemian odwilżowych i możliwości, które zaistniały, a których przedtem nie było. Na to się nałożyła moja praca jako później kierownika referatu wydawniczego, członka Redakcji „Poradnika Bibliotekarza”, inicjatora i członka Redakcji „Informatora Bibliotekarza”, potem – „Informatora Bibliotekarza i Księgarza”. To trwało do roku 1976. Nie dlatego żeby ktoś mnie ze Stowarzyszenia wydalił, tylko dlatego, że ja dostałem stałą pracę w Lublinie na KUL i jeżdżąc z Warszawy na KUL, musiałem nawet z wszystkich ryczałtowych powiązań, jakie jeszcze miałem ze Stowarzyszeniem, zrezygnować, zachowując przyjaźnie z ludźmi.

Kiedy dzisiaj wspominam - nie dzieląc żyjących i nieżyjących, bo wspominam na równi żyjącą Jadzie Kołodziejską, jak i nieżyjącą Jankę Cygańską, żyjącą Marię Dembowską, jak i nieżyjące profesor Alodię Gryczową, Helenę Hleb-Koszańską, obok dziesiątków innych koleżanek, redaktorek pism, autorek, działaczek biblioteki dziecięcej, między innymi myślę tu o Halinie Skrobiszewskiej, już nieżyjącej – to wszystko było dla mnie bardzo ważnym i cennym doświadczeniem życiowym. To nie była praca zarobkowa, bo nikt się nie dorobił na pracy w Stowarzyszeniu. To była bardzo skromnie płatna praca, ale dająca satysfakcję motywacyjną: zrobić coś, co dla kultury polskiej ma sens. Żyjąc w tym PRL-u jako element obcy, za jaki się uważałem i za jaki mnie uważano, miałem poczucie, że nie jestem bezpotrzebny, nieużyteczny. Byłem wtedy mężczyzną czterdziestokilkuletnim, który ma ambicje i powinien mieć ambicje, aby w czymś się w życiu sprawdzić. Stowarzyszenie było dla mnie ramami, a ludzie Stowarzyszenia środowiskiem, gdzie mogłem się jakoś wykazać, potwierdzić i zrobić coś pożytecznego. Długo by o tym mówić. Może jeszcze coś o tym napiszę, bo naprawdę rzecz na to zasługuje, z udokumentowaniem.

Dodam tutaj, ku mojej satysfakcji, że biorąc udział jako jeden z gości w Kongresie Kultury Polskiej, dziś już historycznym, 11-12 grudnia roku 1981, przerwanym nocą generałów z 12 na 13 grudnia - w której to nocy, jak należy, zostałem internowany, czyli straciłem możliwość działania – przemawiałem 12 po południu i byłem tam jedynym z przemawiających ludzi z kół literackich, - byłem wtedy sekretarzem generalnym już polskiego PEN Clubu - który mówił o roli polskich bibliotekarzy i bibliotekarek w kulturze narodowej. (To zostało opublikowane). Ostrzegałem kolegów obecnych na sali, w tym śp. mojego przyjaciela Andrzeja Kijowskiego, żeby nie mówił tak lekceważąco o wieczorach autorskich i takich różnych sprawach, bo to była codzienna pozytywna miazga naszej twórczości, prawda środowiska, w którym byliśmy duchowo względnie niezależni. Z tym przesłaniem wróciłem do domu i w nocy zakończyłem działalność na szereg lat, a w ośrodku internowania, jeszcze w Jaworznie, spotkałem kolegę Oskara Czarnika. I tak bibliotekarze byli dalej obecni i są obecni do dziś w moim życiu.

Korzystając z tej okazji, wspominając z rozczuleniem Bogdana Horodyskiego, Jana Baumgarta, jak zresztą wielu innych, a wypadałoby przypomnieć dziesiątki innych nazwisk, na ręce obecnych młodych koleżanek i starszych kolegów składam bardzo, bardzo serdeczne podziękowanie. Za wszystko dobro, które mnie spotkało od Stowarzyszenia, od ludzi Stowarzyszenia – z całego serca dziękuję.


Projekt SBPProjekt SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Serwis SBPSerwis SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP