Relacja z podróży i zjazdu bibliotekarzy nigeryjskich

 

Dzień pierwszy: Abuja – nowa stolica wybudowana 20 lat temu na sawannie, gdy poprzednia stolica – Lagos – moloch 15-milionowy przestał być wydolny administracyjnie i komunikacyjnie. Centralne położenie Abudży miało pomóc w integracji islamskiej Północy i chrześcijańskiego Południa w jeden organizm państwowy. Życie pokazało, że nie jest to takie proste, tym bardziej, że na dwoistość religijną nakłada się wielokulturowość czterech największych grup etnicznych: Hausa, Joruba, Igbo i Fulani, każda posługuje się własnym dialektem, plus ok. 200 mniejszych. Miasto z dość chaotyczną zabudową urzędniczo-korporacyjną, mają tu swoje siedziby światowe potęgi biznesowe i finansowe.

Dzień czwarty i piąty – biorę udział w obradach tylko częściowo, bo dominują sprawy proceduralne (jak to na zjazdach krajowych) i wewnętrzne NLA , więc mam trochę czasu na życie towarzyskie i dalsze zwiedzanie. Nigeryjczycy są nadzwyczaj towarzyskimi i otwartymi ludźmi i to zarówno chrześcijanie jak i muzułmanie, rozmawiają ze sobą i ze mną praktycznie bez przerwy i o wszystkim, również o bibliotekarstwie. Po mojej prezentacji mnóstwo ludzi pyta o szczegóły: o nowe budynki bibliotek w Polsce, o to w jaki sposób budowaliśmy strategię SBP i kto nam w tym pomagał, wreszcie o język wykładowy w polskich szkołach; są raczej zdziwieni, że nie jest to angielski, a starsi, często absolwenci uczelni w b. ZSRR zagadują do mnie po rosyjsku i dziwią się, że rosyjski i polski to nie to samo.