10 lat pracy i 10 mln złotych pochłonęła Polska Biblioteka Internetowa, która jest jednak zupełnie martwa. Jak przypomniała Sylwia Czubkowska w artykule zamieszczonym w „Dzienniku Gazecie Prawnej” z 16 sierpnia, w grudniu 2002 roku premier Leszek Miller z pompą ogłaszał uruchomienie tego projektu, który „miał być prawdziwą rewolucją”.
Planowano digitalizację i bezpłatne udostępnienie w sieci tysięcy dzieł literackich, naukowych i artystycznych. W pierwszym roku wydano 700 tys. zł, a rok później blisko 4 mln zł. Łącznie - jak wyliczyła Naczelna Izba Kontroli - na Bibliotekę wydano ponad 10 mln zł. Jednak Biblioteka „okazała się tworem zupełnie nieprzydatnym”.
Wśród wielu zastrzeżeń NIK jako główne określa fakt, że „technologia zastosowana przy budowie PBI uniemożliwia jej dalszy rozwój” i od 2008 roku jej zasoby w ogóle się nie zwiększyły. Początkowo Biblioteka była tworzona pod nadzorem Ministerstwa Nauki i Informatyzacji, a po jego rozwiązaniu trafiła pod kuratelę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które się jej jednak szybko pozbyło i przekazało do Ministerstwa Kultury. W tym jednak resorcie od 2006 działa konkurencyjna (!) Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona prowadzona przez Bibliotekę Narodową. Natomiast Polską Bibliotekę Internetową ani nie zlikwidowaną, ani nie połączono z Biblioteką Polona.
Oficjalnie w PBI od 2008 roku jest dostępnych około 32 tys. publikacji, ale eksperci oceniają, że dane te są zawyżone, bo wiele z nich to pojedyncze utwory.
Już wtedy powszechnie wiadome było, że PBI jest tylko i wyłącznie kosztowną klapą. Nikt jednak nie chciał się do tego przyznać, więc po cichu utrzymywano status quo - powiedział jeden z ekspertów cytowany w „Dzienniku Gazecie Prawnej”.
Źródło: Rynek Książki