Jeśli rację ma pionier rzeczywistości wirtualnej, to w przyszłości nie tylko nie będziemy czytać, ale także przestaniemy mówić. „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta w oryginale składa się z 1,5 mln słów i kilkunastu tysięcy stron. Gdyby swą powieść Proust pisał na Twitterze, zajęłaby dokładnie 68 tys. 636 komunikatów zwanych pieszczotliwie ćwierkaniami.
„W poszukiwaniu straconego czasu” zostało przeliczone na twitterowe ćwierkania przez dziennikarza tygodnika „New York”, natknąłem się na to, błądząc po Google'u. Nieprzypadkowo jednak od Prousta zaczynam tekst o tym, czy e-booki zmienią nam mózgi. Dla jednej z wybitnych badaczek tego tematu, neurolog Maryanne Wolf z Uniwersytetu Tufts w Bostonie, największą korzyść, jaką dotąd wynosiliśmy z lektur, najlepiej oddają właśnie słowa Prousta: „Nasza mądrość zaczyna się tam, gdzie kończy się mądrość autora”.
Ale prawdopodobnie nigdy by jej nie skończył, bo poza ćwierkaniem musiałby dzielić swój czas i uwagę między czytanie e-maili oraz komentarzy na Facebooku (gdzie może by wkleił lolkota i zmienił swój status na „mam superpomysł na nową powieść”). Nie mówiąc o tym, że na Twitterze nikt by tej powieści w całości nie przeczytał.
Źródło: gazeta.pl