Spiratowali mi książkę - odkryłem pewnego dnia. Nie obraziłem się ani nie poszedłem na policję. Postanowiłem wydać własnego ebooka.
Historia zaczęła się kilka tygodni temu, kiedy usprawniałem mojego bloga. Przy okazji zajrzałem do statystyki odwiedzin strony www.piotrlipinski.pl, czego nie robiłem od wielu miesięcy. Odkryłem, że wśród miejsc, z których do mnie docierano, pojawiało się chomikuj.pl. Odwiedziny wyglądały tak: ktoś wchodził z chomika i maszerował wprost do okładki książki „Ofiary Niejasnego”. To wydany przez „Prószyński i spółka” zbiór moich reportaży o represjach lat stalinizmu. Papierowy nakład jest już wyczerpany.
Łatwo było się domyślić, że na chomiku znalazła się „piracka” wersja z samym tekstem, a ci, którzy ją ściągali, przychodzili do mnie po samą okładkę. Miło, że odczuwali potrzeby estetyczne.
Zajrzałem oczywiście na podawane w moich statystykach strony chomika i rzeczywiście „leżały” tam moje „Ofiary Niejasnego”. Ktoś książkę zeskanował i wrzucił w kilku formatach, między innymi worda. W środku brakowało kilku stron, w wielu miejscach zaginęły myślniki wskazujące na to, że czytany fragment to wypowiedź któregoś bohatera tekstu.
Pewnie należało pobiec na policję. Ale po co? Książki nie było już w sprzedaży. A nawet gdyby była, to przecież nie miałem żadnej gwarancji, że ten, który ją „spiratował”, poszedłby do księgarni i ją kupił. Świat tak nie działa.
To jeszcze mało spotykana postawa u autorów, ale tym bardziej zasługująca na pokazanie i jej promowanie. Kwestia prawa autorskiego i jej niedostosowania do współczesnej technologii jest podnoszona coraz częściej.
Należy się zastanowić nad nowymi formami prawnymi w sytuacji, gdzie niemożliwe staje się zamknięcie informacji w jednym miejscu i kontrola nad nią.
Zachęcamy Państwa do komentarzy i dyskusji na temat tego wpisu.
Źródło: Blog, czyli miejsce gdzie nie muszę niczego skracać. Marzenie każdego dziennikarza i pisarza :)