Polecamy

Legendarny gorzowski profesor

Data dodania: 24.10.2011

Legendarny gorzowski profesor

W programie trzygodzinnego spotkania znalazły się wystąpienia i prezentacje multimedialne przybliżające postać bohatera, jego liczne zainteresowania i pasje. Mówiono o bogatych zbiorach W. Karpyzy, które znajdują się w Muzeum Lubuskim im. J. Dekerta w Gorzowie Wlkp. Najbardziej wzruszające były wspomnienia jego przyjaciół.
– Prawie codziennie chodzę na grób Witolda i wtedy przypominają mi się wszystkie te dni, które razem spędziliśmy – mówił Bogdan Zalewski – A jest co wspominać, bo był to człowiek o przebogatej osobowości, wszechstronnie  utalentowany, obdarzony wielkim poczuciem humor i bardzo się cieszę, że spotkałem go na swoje drodze i mogłem się z nim zaprzyjaźnić. Obaj pracowaliśmy jako nauczyciele w Liceum Pedagogicznym, organizowaliśmy drużyny harcerskie, a potem biwaki, rajdy. Nasza przyjaźń jeszcze bardziej się pogłębiła po wypadku Witolda. Potrącił go samochód na ulicy Sikorskiego i przez pół roku leżał w szpitalu. Codziennie byłem u niego, podtrzymywałem na duchu.
Bogdan Zalewski też był stałym gościem pokoju nr 213 w Domu Opieki Społecznej przy ulicy Podmiejskiej Bocznej, w którym przez siedem ostatnich lat życie mieszkał W. Karpyza.  
Podczas spotkania nie zabrakło też anegdot o profesorze.
- Pan Karpyza w 1948 roku uczył mnie rysunku w gimnazjum - mówiła Irena Adamczuk. - Był wspaniałym nauczycielem, do dzisiaj pamiętam jego lekcje. Często tłumaczył nam, że przy malowania pejzażu trzeba pamiętać o punkcie zbiegu. Mówiąc to mrużył swoje oczy krótkowidza i powtarzał z kresowym akcentem „punkt źbiegu”. Było to bardzo komiczne, ale tak lubiliśmy profesora, że wszyscy tłumiliśmy śmiech.  
B. Zalewski przypomniał jedną z „tragikomicznych” przygód profesora.
- Byliśmy wtedy w ośrodku na Głodówce w Tatrach. Któregoś dnia Witold nie przyszedł na obiad. Pogoda była brzydka, wszyscy się trochę o niego martwiliśmy, ale powtarzaliśmy sobie ,że „przecież Witold, jak kot chodzi swoimi drogami”. Jednak, gdy nie wrócił na kolację, poszliśmy go szukać. Brnęliśmy w śniegu i nawoływaliśmy „Witold, Witold!”. Trwało to długo i mieliśmy coraz bardziej złe myśli. W końcu usłyszeliśmy głos „Ja tu ,ja tu”. Okazało się, że Witold po pachy zapadł się w śniegu i nie mógł się sam wydostać. Pomogliśmy mu, wróciliśmy do ośrodka, ktoś zaproponował mu kieliszek na rozgrzewkę, ale Witold odmówił, bo „przecież jest harcerzem” .

Imprezie w bibliotece towarzyszyła wstawa poświęcona W. Karpyzie. Znalazły się na niej jego dzienniki, kroniki, rysunki,  artykułu, zdjęcia, dokumenty, odznaczenia. Szczególnie wymownym przedmiotem był jego kalendarz, z którego codziennie wyrywał kartki. Ostatnia kartka z datą 3 marca 2009 roku nie została wyrwana. To data śmierci W. Karpyzy.

Spotkanie poświęcone pamięci profesora odbyło się pod honorowym patronatem Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich.  

Nadesłała: Hanna Ciepiela, Biblioteka Pedagogiczna w Gorzowie Wlkp.  


Projekt SBPProjekt SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Serwis SBPSerwis SBP
Projekt SBPProjekt SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP
Partner wspierający SBPPartner wspierający SBP