Twórca WWW Tim Berners-Lee zabrał ostatnio głos na sympozjum MIT, będącym elementem obchodów 150-lecia tego elitarnego instytutu. Stwierdził, że prawo do internetu jest prawem człowieka i porównał je z dostępem do wody. Oczywiście zauważył, że dostęp do wody ma znaczenie dla przeżycia, ale "jeśli masz wodę, wówczas różnica między kimś podłączonym do sieci, kto jest częścią społeczeństwa informacyjnego, a kimś, kto nie jest podłączony, robi się coraz większa i większa".
Te słowa mają większe znaczenie w czasie, gdy politycy uderzają w prawo obywateli do korzystania z internetu. Najlepszym tego przykładem jest przyjęte we Francji prawo Hadopi, przewidujące odcinanie od internetu za naruszanie praw autorskich. W świetle tego, co mówi Tim Berners-Lee, można stwierdzić, że obserwujemy atak na prawa człowieka. Są powody, aby zgodzić się z ojcem internetu. To fakt, że trudno porównywać internet do wody, ale miejmy też na uwadze, że za prawa człowieka uważa się prawa nie będące tak podstawowymi, jak prawo do życia. Prawo do internetu jako prawo człowieka nie oznaczałoby, że mamy obowiązek korzystać z internetu. Oznacza to raczej, że wszyscy ludzie powinni mieć możliwość korzystania z internetu dla swoich potrzeb.
Źródło: Dziennik Internautów