#parasollicencyjny #filmwbibliotece #konkurs
Jim Morrison powiedział kiedyś, że filmy dają iluzję bycia poza czasem. I że kino nie wywodzi się z malarstwa, literatury czy teatru, lecz z ludowej sztuki czarów. Gdyby lider The Doors dostał drugie życie i przypadkiem trafił do naszego klubu, uśmiechnąłby się do swoich myśli i utwierdził w przekonaniu, że miał rację. Bo tu czas - ten prawdziwy - staje w miejscu, a dziesiąta muza nie szczędzi magii.
I tak już niemal od dwóch lat. Zaczęliśmy w styczniu 2016 roku. To wcale nie był paskudny, zimowy dzień. Po południu, w momencie, gdy mieliśmy zadebiutować, na niebie pojawiło się słońce. Tak, jakby pogoda chciała dodać otuchy przed niepewnym przedsięwzięciem. Ten sielski nastrój zburzyło jednak dwunastu gniewnych ludzi. Ci panowie szybko zagęścili atmosferę i przelali przy nas siódme poty. Wszystko oczywiście dla dobra sprawy. Już miesiąc później - dla odmiany - powiało chłodem wprost z Everestu. Lód pękał pod nogami, a śnieg sypał w oczy. Dzielnie dotrwaliśmy do końca wyprawy, choć to wcale nie był happy end.
A potem poszło jak z płatka. Martin Sorsese i Leonardo DiCaprio odkryli przed nami wyspę tajemnic. Byliśmy na Marsie - razem z Ridley’em Scottem i Mattem Damonem. Nie spotkaliśmy tam obcego, ale po drodze znaleźliśmy łowcę androidów i wzięliśmy go na pokład. Niezwykły lot zafundował też Jack Nicholson, dzięki któremu wzbiliśmy się nad kukułcze gniazdo. Przekonani, że wszystko jest możliwe, gnaliśmy po Kalifornii, wzdłuż krętej Mullholland Drive, która prowadzi na wzgórza Hollywood. Do fabryki snów, gdzie marzenia kiełkują ze strachu. I gdzie rzeczywistość zawsze jest snem. A może to sen zawsze jest rzeczywistością...
Jedno za to jest pewne. Od dwóch lat przeżywamy prawdziwy romans. Czasem groteskowy jak Tarantino. Czasem nierealny niczym David Lynch. Przede wszystkim jednak pełen zaskakujących zwrotów akcji, których mógłby pozazdrościć David Fincher.
Fikcja z ekranu staje się punktem zapalnym do dyskusji, choćby o kondycji współczesnego świata. Filmy wzniecają ogień, który polewamy benzyną. Czasem to emocjonalne pogorzelisko. I tylko wskazówki zegara przypominają, że za murami biblioteki tętni życie, wpasowane w ramy czasu, o którym tak łatwo tu zapomnieć. Byłbyś dumny, Jim.
****
Spotykamy się raz w miesiącu. Film jest poprzedzony wprowadzeniem. Po seansie rozmawiamy o tym, co zobaczyliśmy. Chodzi przede wszystkim o osobiste odczucia, bez względu na to, jak dużą wiedzę mamy o kinie. Wybieramy różnorodne filmy. Sięgamy po repertuar cenionych reżyserów i twórców, o których może być głośno. Słuchamy tego, co w trawie piszczy, śledzimy nowoßci kinow i staramy się na nie reagować (w przeddzień światowej premiery „Blade Runner 2049” przypomnieliśmy twórczość Denisa Villeneuve i jego drogę do sukcesu, gdy „BBC Culture” ogłosił „Mullholand Drive” najlepszym filmem XXI wieku, przypomnieliśmy go klubowiczom). Perełką w zestawie było spotkanie tematyczne „Muzyka w filmie”. Zaprezentowaliśmy około 30 scen filmowych i serialowych z charakterystycznym motywem muzycznym lub z piosenką, która wzmacnia przekaz.
http://www.youtube.com/watch?v=l0GotIC77X0