„Polska książka potrzebuje ratunku” - pod takim hasłem zaczęła się kolejna kampania piarowska mająca na celu, jak to mówiła na Targach w Krakowie pani Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Małgorzata Omilanowska, „przekonać decydentów i środowiska polityczne do wprowadzenia Ustawy o książce”.
Batalia o wprowadzenie „Ustawy...” toczy się u nas z przerwami od 2009 roku, a może i wcześniej. Teraz okazuje się, że księgarze są potrzebni wszystkim, bo jest ogólnie mówiąc niewesoło i wszystkie wcześniejsze pozorowane działania zwróciły się przeciwko środowisku.
Wyczerpany, i to nie tylko finansowo, PIK szuka wsparcia. Księgarze również jak to się mówi kolokwialnie ledwo żyją, a w ogóle co to za życie. PIK przychodzi z propozycją połączenia się w jedną Izbę Gospodarczą, co faktycznie może być ostatnią i jedyną deską ratunku dla obu tych grup zawodowych.
Kompletnie też nie pochylono się nad analizą skutków wprowadzenia takiej ustawy. Postanowiono, iż pacjent wymaga drakońskiej kuracji i nie ma już czasu na zastanawianiem się nad alternatywną metodą leczenia. A przecież "Ustawa o książce" wymusza ścisłą współpracę wszystkich depozytariuszy rynku, z bibliotekarzami włącznie.
Źródło: Portal księgarski